Saturday, August 12, 2006

22.07 - Czy ziemniak moze byc marchewka?

22 lipca 2006, sobota

Tym razem pobudka o 4 rano. Pelek idzie do lazienki na siusiu. Dziecko - zmiluj sie nad rodzicami. Na szczescie zasypia na godzine. O 5 znow do lazienki, tym razem juz wstajemy na dobre.

Pakujemy nasze rzeczy, dzis przenosimy sie do 'domu'. W nocy troche padalo, ale wydaje sie, ze to nic nie dalo. Goraco od samego rana. Umowilismy sie 'w okolicach' 10 z Daio (Brazylijczykiem, mężem Annelise z International Programs Center), ze przyjedzie, znow aby dzieci czyms zajac wlaczamy telewizor. A tam bajka, ktora wszystkim przypada do gustu: Little Einsteins. W bardzo fajny sposob 'uczy' dziecka roznych rzeczy (historia, przyroda...) a przy okazji dzieci maja mozliwosc posluchania muzyki powaznej w nie zupelnie powazny sposob.

Przyjezdza nasz Brazylijczyk i jedziemy. Udalo nam sie wszystko zmiescic na raz.
Pozniej chlopaki jada na zakupy. Szybko robie liste zakupowa tak, zeby moc przygotowac obiad na dzis i na jutro.

Julcia zasypia a ja powoli rozpakowuje nasze rzeczy. Dom sklada sie z jednego living room, kuchni duuuzej, trzech pokoi, lazienki. Jeden jest dla nas, w jednym bedzie 'mieszkac' wlasciciel, czyli Adrian, w jednym jest biuro, czyli komputer, caly sprzet, biblioteczka.

Wracaja chlopaki z zakupow. Brazylijczyk zostaje na herbacie. Opowiada o zwyczajach brazylijskich jesli idzie o prowadzenie domu: tam prawie kazdy ma pania do sprzatania, ktora posprzata, poprasuje. Okazuje sie, ze w USA nie znaja takiego rozwiazania.
Andrzej kaze ogladac dwie zdobycze ze sklepu. W lodowce jest cos, co ma etykiete 'POLSKA KIELBASA'. A w siatce ziemniaki, ktore nie przypominaja ziemniakow.

Brazylijczyk przyznaje sie, ze jego ulubiona polska potrawa sa pierogi. Tzn. przyznal sie juz Andrzejowi w sklepie, nawet zaprowadzil go do lodowki, gdzie mozna kupic mrozone. W dowod wdziecznosci Andrzej zaprosil go do nas na pierogi. Zrobione przez zone, czyli przeze mnie. A ja moze z dwa razy w zyciu robilam pierogi. I nie wiem, jak to sie robi, zeby nalozyc duzo farszu, zeby to cudo sie pozniej nie rozwalalo. Pierogi a i owszem, od czasu do czasu sie jada, ale idzie sie po nie na dol do Iryska.

Na obiad mielone, ziemniaki i marchewka jako jarzynka. Tylko te pyry jakies nie takie, pomaranczowe i w smaku przypominaja... marchewke. Na obiad mamy wiec mielone z marchewka i marchewkowymi ziemniakami. Nastepnym razem 'dziwne' rzeczy bedziemy kupowac ostrozniej. :)

Po obiedzie sie rozdzielamy. Andrzej musi isc na dworzec. Ja z dziecmi na spacer. Daleko nie uszlismy, Pelek marudzi, ze jest zmeczony i ze chce spac. O dziwo rzeczywiscie po powrocie do domu zasypia.
Po poludniu ide razem z Julcia do pobliskiego sklepiku osiedlowego. I juz wiem, co Andrzej mial na mysli mowiac, ze zakupy to wyzwanie:
- prawie wszystko jest inne, inne etykiety, inne opakowania, inne objetosci, w innych 'rejonach' ulozone
- szukam budyniu dla Pelka i nie moge znalezc, dzis Andrzej nie mogl znalezc smietany (kwasnej do zupy), byla tylko do kawy i do ciasta, w koncu znajduje cos, co ma napisane na opakowaniu pudding, ale nie jest to tradycyjny i tradycyjnie sie go nie robi.
I tutaj kiepski wybor warzyw. Sa po prostu brzydkie.
Pierwsze wrazenie, ze jedzenie w naszych supermarketach wydaje sie byc b. naturalne i powinno miec etykietke, ze to zdrowa zywnosc.

2 comments:

ciocia_ola said...

A to nie były pataty przypadkiem? Zawsze chciałam ich spróbować!!! I to w zwykłym sklepie się kupuje? Przywieźcie trochę!
No i ja nabrałam ochoty na pierogi. Jedyny sekret jaki znam zeby się nie rozleciały to trochę oliwy do ciasta :) Typu 3 szkl. mąki, 1,5 szkl. gorącej wody i 3 łyżki oliwy. Ale w Ameryce sa inne jednostki :)

Monika said...

To były sweet potatoes, czyli jak podaje słownik - bataty. Kupiliśmy to w supermarkecie Harris Teeter - czyli w zwykłym sklepie. Może nieco droższym od Walmarta, ale i tak tańszym od naszego sklepiku "osiedlowego".

Tutaj w kuchni podstawową jednostką miary jest "cup" - czyli prawie jak szklanka.