Kiedys bardzo dawno temu, w 1997 roku, zima w Radiu Jozef na liscie przebojow byla "Niebieska piosenka" Grzegorza Tomczaka. Długo jej szukałam, chciałam, żeby została wykonana na weselu, we wrześniu 2000 roku, w ramach podziękowań, nie udało się. Przywiozłam ją do Zielonej Góry wraz z wiadomością o tym, że spodziewamy się Pełcia. Tylko, że na drugi dzień zmarła Babcia i już na płytę, piosenki nie było miejsca. Wtedy, dawno, dawno temu, gdy mieszkałam na Grottgera, zawsze, gdy ta piosenka była emitowana w radiu, pierwszym małżeństwem, które przychodziło mi na myśl - to byli moi Rodzice.
Na ziemi widzimy tylko cień tajemnicy zaślubin Boga i ludzi, a dopiero w niebie człowiek będzie w stanie zobaczyć, w jak wielkiej sprawie na ziemi uczestniczył. Z okazji 31 rocznicy zawarcia Sakramentu Małżeństwa życzę Wam, abyście byli nadal dla mnie wzorem
wspólnej drogi.
Monika z Andrzejem i dziećmi
A w ramach prezentów (tym razem nie będzie garnków):
"Niebieska piosenka" | |
Kto wstawi się za nami u Pana, co drogami krętymi każe iść? Kto nas usprawiedliwi, gdy Pan się będzie dziwił, że to już właśnie my? Ja wstawię się za tobą i z podniesioną głową dziękował będę, że Pan dał mi właśnie ciebie w radości i w potrzebie, na lepsze i na złe. A ty choć powiedz słowo, że zawsze byłem z tobą, bo chciałem tak i już. I razem chleb jedliśmy i równym krokiem szliśmy wśród wichrów, pośród burz. Ty wciąż mnie ratowałaś, za rękę mnie trzymałaś, gdy z drogi chciałem zejść. A ja - otuchy krople, gdy oczy miałaś mokre, nie raz musiałem nieść. | I tak będziemy stali, aż w tej niebieskiej sali do walca zaczną grać. Ja wtedy z pierwszym taktem poproszę cię i raptem - zaczniemy wirować, wolniutko walcować, i kręcąc się kręcić, na palcach, na pięcie, troszeczkę bezmyślnie, jak wiosną przebiśnieg. Ty nieco szalona, cóż, żona, to żona, i w mojej twa ręka, niebieska piosenka za serca nas chwyta, niebieska muzyka. |
2) Kilka fotek dzie
ci
3) I na koniec kilka powiedzonek Pełciowych z tego miesiąca
*** 5.10. ***
Wszędzie czuję
klamatyzację, szkoda, że na dworze jej nie ma.
*** 10.10. ***
Jesteśmy na placu zabaw. Pełcio od niedawna uczy się przechodzić po szczebelkach drabinki zawieszonej poziomo, trzeba w pewnym momenie zawisnąć na jednej ręce i przełożyć drugą. Bratu zazdrości 'wiszenia' na szczebelku Julka, więc też się chwyta i wisi. Ja ją asekuruję, a Pełcio z dołu dzielnie kibicuje siostrze:
-
Przekładaj Jula ręce, to ci się uda przejść. Tylko nie spadaj na mamę.
*** 11.10. ***
Wieczorem po kąpieli ubieramy dzieci w piżamki. Nagle Pełcio zaczyna filozoficznie:
-
Julka jest gruba. Gruba jak dziadek. Ale nie tak bardzo jak dziadek, brzuch ma ona mniejszy.*** 12.10. ***
Pełcio coraz częściej zaczyna nam opowiadać o swoim przyszłym rodzeństwie:
- Gdy będzie nas trójka dzieci... czwórka... piątka... szóstka... siódemka... ósemka... to tyle czasu będziemy musieli się naczekać aż wszyscy skończymy 4 latka.
*** 23.10 ***
Razem z Pełciem prasujemy. Tzn. ja próbuje, a Pełek mi pomaga. Wiesz Pełku - mówię - połowa sukcesu przy prasowaniu to dobre rozłożenie ubrania, tak, żeby nie było żadnych zmarszczek. Zostawiam go z tatowymi spodniami, żeby sobie poprasował, gdy wracam Pełcio mnie oświeca:
- Wiesz mamutku, połowa sukcesu przy prasowaniu, to dobre namoczenie, wiesz? Trzeba MOCNO namoczyć. To trzeba mu przyznać, tatowe spodnie zostały mocno namoczone.