Tuesday, October 24, 2006

Życzenia

Kiedys bardzo dawno temu, w 1997 roku, zima w Radiu Jozef na liscie przebojow byla "Niebieska piosenka" Grzegorza Tomczaka. Długo jej szukałam, chciałam, żeby została wykonana na weselu, we wrześniu 2000 roku, w ramach podziękowań, nie udało się. Przywiozłam ją do Zielonej Góry wraz z wiadomością o tym, że spodziewamy się Pełcia. Tylko, że na drugi dzień zmarła Babcia i już na płytę, piosenki nie było miejsca. Wtedy, dawno, dawno temu, gdy mieszkałam na Grottgera, zawsze, gdy ta piosenka była emitowana w radiu, pierwszym małżeństwem, które przychodziło mi na myśl - to byli moi Rodzice.

Na ziemi widzimy tylko cień tajemnicy zaślubin Boga i ludzi, a dopiero w niebie człowiek będzie w stanie zobaczyć, w jak wielkiej sprawie na ziemi uczestniczył. Z okazji 31 rocznicy zawarcia Sakramentu Małżeństwa życzę Wam, abyście byli nadal dla mnie wzorem wspólnej drogi.


Monika z Andrzejem i dziećmi

A w ramach prezentów (tym razem nie będzie garnków):


"Niebieska piosenka"

Kto wstawi się za nami
u Pana, co droga
mi
krętymi każe iść?
Kto nas usprawiedliwi,
gdy Pan się będzie dziwił,
że to już właśnie my?

Ja wstawię się za tobą
i z podniesioną głową
dziękował będę, że
Pan dał mi właśnie ciebie
w radości i w potrzebie,
na lepsze i na złe.

A ty choć powiedz słowo,
że zawsze byłem z tobą,
bo chciałem tak i już.
I razem chleb jedliśmy
i równym krokiem szliśmy
wśród wichrów, pośród burz.

Ty wciąż mnie ratowałaś,
za rękę mnie trzymałaś,
gdy z drogi chciałem zejść.
A ja - otuchy krople,
gdy oczy miałaś mokre,
nie raz musiałem nieść.

I tak będziemy stali,
aż w tej niebieskiej sali
do walca zaczną grać.
Ja wtedy z pierwszym taktem
poproszę cię i raptem -

zaczniemy wirować,
wolniutko walcować,
i kręcąc się kręcić,
na palcach, na pięcie,
troszeczkę bezmyślnie,
jak wiosną przebiśnieg.
Ty nieco szalona,
cóż, żona, to żona,

i w mojej twa ręka,
niebieska piosenka
za serca nas chwyta,
niebieska muzyka.



2) Kilka fotek dzieci









































3) I na koniec kilka powiedzonek Pełciowych z tego miesiąca

*** 5.10. ***

Wszędzie czuję klamatyzację, szkoda, że na dworze jej nie ma.

*** 10.10. ***

Jesteśmy na placu zabaw. Pełcio od niedawna uczy się przechodzić po szczebelkach drabinki zawieszonej poziomo, trzeba w pewnym momenie zawisnąć na jednej ręce i przełożyć drugą. Bratu zazdrości 'wiszenia' na szczebelku Julka, więc też się chwyta i wisi. Ja ją asekuruję, a Pełcio z dołu dzielnie kibicuje siostrze:
- Przekładaj Jula ręce, to ci się uda przejść. Tylko nie spadaj na mamę.

***
11.10. ***

Wieczorem po kąpieli ubieramy dzieci w piżamki. Nagle Pełcio zaczyna filozoficznie:
- Julka jest gruba. Gruba jak dziadek. Ale nie tak bardzo jak dziadek, brzuch ma ona mniejszy.

*** 12.10. ***

Pełcio coraz częściej zaczyna nam opowiadać o swoim przyszłym rodzeństwie:
- Gdy będzie nas trójka dzieci... czwórka... piątka... szóstka... siódemka... ósemka... to tyle czasu będziemy musieli się naczekać aż wszyscy skończymy 4 latka.

***
23.10 ***

Razem z Pełciem prasujemy. Tzn. ja próbuje, a Pełek mi pomaga. Wiesz Pełku - mówię - połowa sukcesu przy prasowaniu to dobre rozłożenie ubrania, tak, żeby nie było żadnych zmarszczek. Zostawiam go z tatowymi spodniami, żeby sobie poprasował, gdy wracam Pełcio mnie oświeca:
- Wiesz mamutku, połowa sukcesu przy prasowaniu, to dobre namoczenie, wiesz? Trzeba MOCNO namoczyć. To trzeba mu przyznać, tatowe spodnie zostały mocno namoczone.

2 comments:

Anonymous said...

Julka to ma faldki jak cherubinek, a Dziadek - jak Bachus. Ale przyznam, ze lubie jedno i drugie.

ciocia_ola said...

Najserdeczniejsze życzenia dla Jubilatów!!!

PS Dobrze, że Paweł nie powiedział że Julka jest gruba jak ciocia Ola...