30 stycznia 2007 roku, wtorek
Dziś mam dyżur w przedszkolu i idę tam z mocnym postanowieniem wyjścia, jak tylko Julka się zbudzi – czyli pomiędzy drugą a trzecią. Jak to bywa z mocnymi postanowieniami – wszystko diabli wzięli – Julka zbudziła się tuż przed trzecią, Pełek ma jakiś gorszy dzień i o trzeciej ląduje u mnie na kolanach... z płaczem. W efekcie, po przebudzeniu się Julci siedzę z dwójką płaczących dzieci. Matka-Polka... nic dodać, nic ująć. Paweł do końca dnia zostaje u roczniaczków, a ja z dziećmi. Przedszkolanki kwitują tylko bad day, każdy ma do nich prawo, nawet dzieci... Nie mam serca iść do domu.
Wczoraj nauczyciel zapowiedział exam (po naszemu kolokwium) z łaciny i miałam się uczyć...
Dzisiaj Julka malowała łapkami, farby zmywalne, więc bez problemów, a ile frajdy, aż jej zazdrościłam.
31 stycznia 2007 roku, środa
Andrzej wraca z przedszkola po odebraniu Pełka z kilkoma historiami, jedna to bajka Jovana a druga info o panice, bo jutro ma spaść śnieg. I dlatego zamykają szkoły i przedszkola. My się śmiejemy, jakby ktoś żarty sobie stroił.
A poniżej fragment listu do Oli z przedszkolnymi newsami. Na poprawienie humoru tym wszystkim, którzy mają dziś gorszy dzień.
"Bylem wczoraj w przedszkolu w porze lunchu. Przyszedlem jak wszystkie dzieci, oprocz JoJo i Dennisa, byly juz po jedzeniu. Siadali wlasnie, zeby posluchac ksiazeczki - ktora czytala Ashley - o sniegu. Najpierw bylo odczytywanie tytulu "SNOW" z okladki - literka po literce. Przy "S" zrobil sie harmider, bo niektore dzieciaki zaczely krzyczec, ze maja "s" w imieniu. Podziwialem, jak Ashley ich uciszyla: powiedziala, ze kto ma "s" w imieniu, to ma dotknac nosa. Jak sie dotyka nosa (albo mysli, czy powinno sie to zrobic), to sie nie krzyczy, prawda? Tak samo z "n" (czola), "o" (kolana) i "w" (policzka). Pawel dotknal policzka (tlumaczylem mu, co sie dzieje).
Ksiazeczka byla o sniegu, bo dzis w Greensboro spadl (po raz drugi) snieg. Tzn. pada od godziny, prognoza jest ze popada jeszcze w ciagu dnia. Nic wielkiego, bedzie moze pare centymetrow. Ale zajecia we wszystkich szkolach, wlaczajac w to moj uniwersytet i dzieciakow przedszkole - odwolali. Wpadaja tu w panike na widok odrobiny sniegu.
Potem bylo najlepsze. Rano Ashley bierze ktores z dzieci na bok, gdzie zapisuje bajke przez nie podyktowana. Potem, po ksiazeczce, bajka jest odczytywana, a potem dzieci robia "teatrzyk", odgrywajac te bajke. Wczoraj byla bajka Jovana. Ashley zaczela, ze nie jest to typowa bajka, ma "scary moments" i nie ma w niej ksiezniczek (jak rozumiem, dotychczas zawsze byly). Jovan byl z bajki strasznie dumny, a szla ona mniej wiecej tak:
Byl sobie chlopiec, ktory nie mial mamy, nie mial taty i nie mial siostry. Bo policjant przyszedl i wsadzil jego rodzicow do wiezienia. Potem przyszedl drugi policjant i wypuscil ich z wiezienia. Ale przyszedl strazak i wsadzil ich do ognia. Potem przyszedl policjant "and made them better". Potem przyszlo dwoch piratow, zastrzelili ich i obcieli im glowy. Potem przyszli policjanci i zabrali ich do szkoly, ale byli "very frustrated", przez te uciete glowy. Potem wsadzili ich do wiezienia. Potem pan w duzej ciezarowce wypuscil ich z wiezienia. A potem "volcano shot them all".
Jak bajki braci Grimm, co nie? Jovan podzielil tez role, siebie dumnie (bardzo!) obsadzajac w roli piratow. Pawel zostal obsadzony w roli strazaka. Trzeba dodac, ze Pawel z Jovanem w przedszkolu to najlepsi kumple i bawia sie glownie ze soba. Tylko czy to dobre towarzystwo? :)
Ashley mowila, ze Pawel wczoraj na pytanie "do you have your gloves" odpowiedzial "no, at home". Pawel rozumie juz wszystkie tego typu pytania, ale dotychczas odpowiadal tylko "yes" lub "no"."
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
1 comment:
Widzę, że się Wam design zmienił! Ładnie, ładnie. I prosimy o więcej :)
A ja niedługo lecę....
Post a Comment