Sunday, August 13, 2006

23.07 - Poznajemy dalej

23 lipca 2006, niedziela

(ta czesc blogu zostala przepisana z papierowych notatek, gdy dostep do komputera byl nierealny)

Dzieci maja swoje wlasne zdanie, kiedy najlepiej wstac i niestety dorosli, czyli rodzice, musza sie do tego dostowac, niezaleznie od tego, czy chce im sie spac, czy sa jakies racje przemawiajace za tym, zeby jednak nie przerywac blogiego stanu potrzebnego na regeneracje organizmu.
Tym razem 'budzik' zadzwonil o 4 nad ranem. To Pelek. Ja tak mam dobrze, bo razem z Julcia, ktora budzi sie co 20 minut dosypiamy tak do 5.30.

2 lyki liturgiki. Na Msze swieta idziemy do naszej parafii, na 10. Przy wejsciu sluzba ladu, czyli panowie ubrani w garniturach, z plakietkami przypietymi do marynarek z informacja, kto jest kto i jaka posluge pelni w liturgii, wskazuja wolne miejsca i kazdemu wreczaja biuletyn - info o parafii, kilka tekstow, ogloszenia parafialne, tygodniowy rozklad jazdy i teksty dot. liturgii danej niedzieli. Pelek dodatkowo dostaje gazetke dla dzieci. W Mszy uczestniczy tez diakon - nie wiem tylko, czy swiecki czy po swieceniach, starszy juz pan. W procesji wejscia niesie Ewangeliarz. Melodie czesci stalych, piesni - na zupelnie inne melodie, ale mam nadzieje, ze to kwestia kilku tygodni i sie osluchamy, przyzwyczaimy i... nauczymy. Na razie wszystko 'uderza po uszach' i dziwi, dziwi, dziwi. 3 forma aktu pokutnego - tyle rozumiem. Kazanie za to juz mniej, ale Julka byla dosc absorbujaca i nie chcialo jak w Polsce, w takiej sytuacji, wlatywac jednym uchem. Modlitwa Eucharystyczna od Sanctus cala przekleczana - w Polsce jest to juz rzadkoscia. Spiew prowadzi kantorka, czasami mam wrazenie, ze jestem w operze. Tak przygotowanych spiewow u nas nie ma. Troche inaczej tez wyglada posluga darow. Koszyczki sa na takich dlugich dragach, zeby kazdy mogl w lawce siegnac, najpierw zbierana jest skladka, a pozniej idzie procesja z darami, zawartosc koszyczkow wrzucana jest do jednego duzego kosza (takiego jak na bielizne), idzie rodzina, dary niosa zarowno rodzice jak i dzieci. Gdy ma ruszyc procesja ministrant idzie z krzyzem na koniec kosciola i stamtad ruszaja. Na Pater Noster ludzie rozkladaja rece - Julka tez. :D. Sam kosciol - bardzo tradycyjny, z witrazami, kolumnami. Piekna Pieta, w jednym z bocznych oltarzy obraz Jezusa Milosiernego, tuz obok portret siostry Faustyny. Tak, jakby kawalek Polski byl z nami tutaj w Greensboro.

Zrobil nam sie taki leniwy dzien. Andrzej nie idzie do pracy, spacer, zabawy wspolne z dziecmi, komputer wylaczony.

Nasze wpadki. Andrzej konczyl dzis przygotowywac obiad. Mial tylko usmazyc kotlety. Nie sprawdzil, na czym smazy... wygladalo jak olej, ale nim nie bylo. Gdy syrop kukurydziany zaczal mu sie... to wtedy siegnal po etykietke.

Po obiedzie poszlismy na uniwersytet sprawdzic poczte.
Wracamy na piechote. Po drodze jest wypozyczalnia kaset video, DVD. Gdy wchodzimy - szukamy jednej bajki dla Pelka - to od razu nam sie przypomina film Clerks, tutaj podobnie siedzi takich dwoch za lada i chyba boimy sie do nich odezwac. Moze sie spytamy o kasete? Wiesz, nie mam ochoty. Doskonale rozumiem mojego Meza.

A w 'naszym' ogrodku, po powrocie do domu buszuja sobie dwie wiewiorki. Te tutejsze sa szare. :)

Dzieciaki ida w miare szybko spac. Zobaczymy, o ktorej jutro zrobia nam pobudke.

No comments: